niedziela, 13 października 2013

Rozdział 19.


Z perspektywy Joasi

Od jakiegoś czasu znów wszystko zaczęło się układać. Od tych magicznych, radosnych i rodzinnych świąt minął zaledwie tydzień. Może i jest to krótki okres czasu, ale w życiu moim i nie tylko wiele się zmieniło. Z Krzyśkiem spotykamy się codziennie, jeśli tylko czas by nam na to pozwolił to zapewne spędzalibyśmy ze sobą całe dnie, ale niestety on ma swoją pracę, a ja powróciłam na studia.
Nadszedł Sylwester, a więc i dzień zaślubin naszych przyjaciół. Nie obawiałam się już spotkania z Kaśką, szczerze to nawet chciałam sobie z nią porozmawiać. Stwierdziłam, że skoro Krzysiek naprawdę mnie kocha to już nigdy nie wyrządzi mi takiej krzywdy i już nie da się jej sprowokować. Od czasu tamtego wydarzenia wydoroślałam, ale również bardzo się zmieniłam. 

Cała ceremonia zaślubin była piękna oraz wzruszająca. Ślub odbył się we wrocławskim kościele, wesele także odbywało się w jednej z tamtejszych restauracji.
Trzymając się z Krzyśkiem za ręce z uśmiechami na twarzy weszliśmy do sali, po brzegi wypełnioną gośćmi. Na stolikach były poustawiane małe karteczki z imionami i nazwiskami gości. My zostaliśmy usadowieni razem z Eweliną, Karolem oraz moją dobrą koleżanką Klaudią i jej towarzyszem.
Najpierw goście zjedli tradycyjny polski obiad. Następnie pierwszy taniec odtańczyli państwo młodzi. Za nimi na parkiet ruszyły kolejne pary. Kapela zagrała wszystkim dobrze znaną piosenkę Perfekt- Zawsze tam gdzie ty. Razem z Krzyśkiem kołysaliśmy się w rytm melodii. Wtulona w jego ciało z uśmiechem na twarzy obserwowałam Adama z Karoliną, którzy zatracając się w swoich oczach tańczyli w takt muzyki.

-Kocham cię. –wyszeptałam do Krzysia i pocałowałam go delikatnie w szyję, a on zaczął mi nucić tekst piosenki.
Po zakończeniu pierwszych tańców, przyszedł czas na tradycyjną przyśpiewkę goszczącą na wszystkich weselach, czyli: a teraz idziemy na jednego…
Chwilę później stało się coś czego sama chciałam…
-Cześć.- zagadnęła do mnie Kaśka. – Nie przeszkadzam? –zapytała uśmiechając się do nas.
-Nie. –odpowiedziałam zanim Krzysiek zdążył wydać z siebie jakikolwiek dźwięk.
-Chciałam cię za wszystko przeprosić. –zaczęła z ”grubej rury”
-Naprawdę? –zapytałam z lekkim uśmieszkiem na twarzy.
-Aśka wiem, że wyrządziłam ci wiele krzywd, ale chcę to już zakończyć. Sama mam już dosyć tych wszystkich kłótni, sprzeczek, głupich wyzwisk i tego wszystkiego… - mówiła ze spuszczoną głową.
-Zgoda. – powiedziałam po czym oczy zarówno Kasi jak i Krzysztofa zwróciły się w moją stroną, a ich oczy pytały czy jestem  tego pewna.
-Mówisz poważnie?- pytała chyba nie wierząc w to co usłyszała.
-Tak, dzisiaj myślałam o tym co by było gdybym zawiesiła topór wojenny, a skoro ty sama wyciągasz rękę to czemu by nie? –zapytałam posyłając jej promienisty uśmiech.
-Dziękuję, mam nadzieję, że już się na mnie nie zawiedziesz. –powiedziała przytulając się do mnie w ramach ostatecznych przeprosin.
-Tylko przysięgnij, że to nie jest twoja kolejna sztuczka, aby odebrać mi mojego faceta? –zapytałam uśmiechając się przy tym i całując Krzyśka w policzek.
-Hahaha, przyrzekam. –powiedziała unosząc dwa palce w górę niczym harcerz. 

Zabawa trwała do rana. Około godziny piątej razem z Krzyśkiem udaliśmy się do hotelu, w którym mieliśmy wynajęty pokój, na czas naszego pobytu we Wrocławiu.
Tego samego dnia, około południa musieliśmy opuścić nasze rodzinne miasto, Krzysiek niedługo grał mecz i musiał trochę odpocząć po podróży…
Nastał kwiecień, zakończenie sezonu ligowego, który w tym roku dla Skry nie okazał się zbyt szczęśliwy. Pszczółki zakończyły rozgrywki ligowe na piątym miejscu. Ostatni mecz był wyjątkowy, nie tylko pod względem gry, zawodników, czy oprawy okazał się wyjątkowy dla jednej pary mającej za sobą wiele wzlotów i upadków.
Mikrofon przejął on brunet o niebieskim spojrzeniu, mający ponad dwa metry wzrostu. 
-Przepraszam państwa bardzo, ale muszę coś powiedzieć. Na tej hali znajduję się najważniejsza osoba w moim życiu, której chciałbym coś powiedzieć. Asia, proszę cię podejdź tu. – powiedział posyłając jej pokrzepiający uśmiech. Doskonale widział jakie zdziwienie maluje się na jej twarzy. Drobna brunetka o czekoladowych oczach wyłoniła się spośród kibiców ubranych w żółto czarne koszulki, sama zaś ubrana w klubowy strój swojego wybranka podążała na sam środek boiska.
-Joanno Chatkiewicz czy uczynisz mi ten zaszczyt i będziesz tą jedyną. Tą z którą zechcę do końca świata i o jeden dzień dłużej dzielić swoje życie. Budzić się i chodzić spać we własnym niebie, być tam zawsze tam gdzie ty. Żegnać się co świt i wracać znów do ciebie, być tam zawsze tam gdzie ty. Asia wyjdziesz za mnie? –zapytał patrząc mi w oczy, jednocześnie wyciągając z kieszeni spodenek małe, czerwone pudełeczko, by po chwili wsunąć na palec mi pierścionek.
-Tak. –odpowiedziałam nieśmiało, zaraz potem rzucając mu się na szyję i całując go w usta.

Na hali rozległy się głośne oklaski kibiców, którzy zaczęli odśpiewywać nam sto lat.
Nie wiem czy w tym momencie na ziemi mogła się znajdować osoba równie szczęśliwa co ja, łzy radości spływały mi po policzkach, a ręce trzęsły mi się jak nigdy wcześniej.
______________________________________________________________________________
Witam. 
Ja, jak zwykle po dość długiej przerwie powracam i jak zawsze, przepraszam. :) 
Ta historia już niedługo osiągnie swój kres... a ja dziękuję za prawie 30.tysięcy wyświetleń . ;3