Z
perspektywy Joasi
Od jakiegoś czasu znów wszystko zaczęło się układać. Od tych
magicznych, radosnych i rodzinnych świąt minął zaledwie tydzień. Może i jest to
krótki okres czasu, ale w życiu moim i nie tylko wiele się zmieniło. Z
Krzyśkiem spotykamy się codziennie, jeśli tylko czas by nam na to pozwolił to
zapewne spędzalibyśmy ze sobą całe dnie, ale niestety on ma swoją pracę, a ja
powróciłam na studia.
Nadszedł Sylwester, a więc i dzień zaślubin naszych
przyjaciół. Nie obawiałam się już spotkania z Kaśką, szczerze to nawet chciałam
sobie z nią porozmawiać. Stwierdziłam, że skoro Krzysiek naprawdę mnie kocha to
już nigdy nie wyrządzi mi takiej krzywdy i już nie da się jej sprowokować. Od
czasu tamtego wydarzenia wydoroślałam, ale również bardzo się zmieniłam.
Cała ceremonia zaślubin była piękna oraz wzruszająca. Ślub
odbył się we wrocławskim kościele, wesele także odbywało się w jednej z tamtejszych
restauracji.
Trzymając się z Krzyśkiem za ręce z uśmiechami na twarzy
weszliśmy do sali, po brzegi wypełnioną gośćmi. Na stolikach były poustawiane
małe karteczki z imionami i nazwiskami gości. My zostaliśmy usadowieni razem z
Eweliną, Karolem oraz moją dobrą koleżanką Klaudią i jej towarzyszem.
Najpierw goście zjedli tradycyjny polski obiad. Następnie
pierwszy taniec odtańczyli państwo młodzi. Za nimi na parkiet ruszyły kolejne
pary. Kapela zagrała wszystkim dobrze znaną piosenkę Perfekt- Zawsze tam gdzie
ty. Razem z Krzyśkiem kołysaliśmy się w rytm melodii. Wtulona w jego ciało z
uśmiechem na twarzy obserwowałam Adama z Karoliną, którzy zatracając się w
swoich oczach tańczyli w takt muzyki.
-Kocham cię. –wyszeptałam do Krzysia i pocałowałam go
delikatnie w szyję, a on zaczął mi nucić tekst piosenki.
Po zakończeniu pierwszych tańców, przyszedł czas na
tradycyjną przyśpiewkę goszczącą na wszystkich weselach, czyli: a teraz idziemy na jednego…
Chwilę później stało się coś czego sama chciałam…
-Cześć.- zagadnęła do mnie Kaśka. – Nie przeszkadzam?
–zapytała uśmiechając się do nas.
-Nie. –odpowiedziałam zanim Krzysiek zdążył wydać z siebie
jakikolwiek dźwięk.
-Chciałam cię za wszystko przeprosić. –zaczęła z ”grubej
rury”
-Naprawdę? –zapytałam z lekkim uśmieszkiem na twarzy.
-Aśka wiem, że wyrządziłam ci wiele krzywd, ale chcę to już
zakończyć. Sama mam już dosyć tych wszystkich kłótni, sprzeczek, głupich
wyzwisk i tego wszystkiego… - mówiła ze spuszczoną głową.
-Zgoda. – powiedziałam po czym oczy zarówno Kasi jak i
Krzysztofa zwróciły się w moją stroną, a ich oczy pytały czy jestem tego pewna.
-Mówisz poważnie?- pytała chyba nie wierząc w to co
usłyszała.
-Tak, dzisiaj myślałam o tym co by było gdybym zawiesiła
topór wojenny, a skoro ty sama wyciągasz rękę to czemu by nie? –zapytałam posyłając
jej promienisty uśmiech.
-Dziękuję, mam nadzieję, że już się na mnie nie zawiedziesz.
–powiedziała przytulając się do mnie w ramach ostatecznych przeprosin.
-Tylko przysięgnij, że to nie jest twoja kolejna sztuczka,
aby odebrać mi mojego faceta? –zapytałam uśmiechając się przy tym i całując
Krzyśka w policzek.
-Hahaha, przyrzekam. –powiedziała unosząc dwa palce w górę
niczym harcerz.
Zabawa trwała do rana. Około godziny piątej razem z Krzyśkiem
udaliśmy się do hotelu, w którym mieliśmy wynajęty pokój, na czas naszego
pobytu we Wrocławiu.
Tego samego dnia, około południa musieliśmy opuścić nasze
rodzinne miasto, Krzysiek niedługo grał mecz i musiał trochę odpocząć po
podróży…
Nastał kwiecień, zakończenie sezonu ligowego, który w tym
roku dla Skry nie okazał się zbyt szczęśliwy. Pszczółki zakończyły rozgrywki
ligowe na piątym miejscu. Ostatni mecz był wyjątkowy, nie tylko pod względem
gry, zawodników, czy oprawy okazał się wyjątkowy dla jednej pary mającej za
sobą wiele wzlotów i upadków.
Mikrofon przejął on brunet o niebieskim spojrzeniu, mający
ponad dwa metry wzrostu.
-Przepraszam państwa bardzo, ale muszę coś powiedzieć. Na tej
hali znajduję się najważniejsza osoba w moim życiu, której chciałbym coś
powiedzieć. Asia, proszę cię podejdź tu. – powiedział posyłając jej
pokrzepiający uśmiech. Doskonale widział jakie zdziwienie maluje się na jej
twarzy. Drobna brunetka o czekoladowych oczach wyłoniła się spośród kibiców
ubranych w żółto czarne koszulki, sama zaś ubrana w klubowy strój swojego
wybranka podążała na sam środek boiska.
-Joanno Chatkiewicz czy uczynisz mi ten zaszczyt i będziesz
tą jedyną. Tą z którą zechcę do końca świata i o jeden dzień dłużej dzielić
swoje życie. Budzić się i chodzić spać we własnym niebie, być tam zawsze tam
gdzie ty. Żegnać się co świt i wracać znów do ciebie, być tam zawsze tam gdzie
ty. Asia wyjdziesz za mnie? –zapytał patrząc mi w oczy, jednocześnie wyciągając
z kieszeni spodenek małe, czerwone pudełeczko, by po chwili wsunąć na palec mi
pierścionek.
-Tak. –odpowiedziałam nieśmiało, zaraz potem rzucając mu się
na szyję i całując go w usta.
Na hali rozległy się głośne oklaski kibiców, którzy zaczęli
odśpiewywać nam sto lat.
Nie wiem czy w tym momencie na ziemi mogła się znajdować
osoba równie szczęśliwa co ja, łzy radości spływały mi po policzkach, a ręce
trzęsły mi się jak nigdy wcześniej.
______________________________________________________________________________
Witam.
Ja, jak zwykle po dość długiej przerwie powracam i jak zawsze, przepraszam. :)
Ta historia już niedługo osiągnie swój kres... a ja dziękuję za prawie 30.tysięcy wyświetleń . ;3